Blog #21 – Dialog schizofreniczny II: Powrót na Ziemię


– Kiedy tak spacerujemy na słońcu, to myślę, że w całym Kosmosie nie istnieje piękniejszy świat od naszej Ziemi.

 O, witamina D ci skoczyła. A co niby jest takie wspaniałe i niepowtarzalne?

 Spójrz tylko! Błękit nieba rozświetlony promieniami słońca. Powietrze, które w sposób nieodczuwalny przenika nas po same mitochondria. Trel ptaków. Drzewa i te ich rozłożone ramiona gotowe na przyjęcie wszystkich mniejszych i większych form życia. Nawet ludzkie dzieci nie mogą się powstrzymać, by się na te ramiona wspiąć i przytulić!

– Patrzę, patrzę, z bliska nawet widzę, jak ta gościnność sprowadza na drzewa rozkład i zgniliznę.

– Wiesz, wstydziłbyś się redukować wszystko do grzybicy i pasożyta. Oczywiście, że życie na Ziemi niesie swoje wyzwania i posiada datę wygaśnięcia, ale sam czas życia nie jest jednoznaczny z grabieżą i wysysaniem z innych energii!

– Nie wiem, czy zauważyłeś, ale to właśnie data wygaśnięcia determinuje wszystko, czym ludzkość się dziś stała, a szczególnie jej wybór, by uciekać przed śmiercią, ba!, nawet przed samą myślą o odejściu w nieznane. Cała nasza uwaga została z łatwością przekierunkowana na sprawy doczesne i cielesne. Piękno świata poza człowiekiem może być nawet ideą absolutną, jednak twój chwilowy zachwyt jest najlepszym dowodem na to, że mózg ludzki nie dostrzega tego na co dzień. No to może pomyśl – czym jest wtedy zajęty?

– No wiesz, nie można żyć w ciągłym zachwycie, życie to też sprawy praktyczne, które wymagają skupienia i regularności – od fizjologii po rozwój intelektualny, pracę i wychowywanie następnych pokoleń.

– A to ciekawe, czyli twoim zdaniem, człowiek z założenia nie jest istotą szczęśliwą, jedynie zdolną do odczuwania szczęścia okresowo? Wiesz, rozpoznanie i uznanie tego faktu w sposób kategoryczny determinuje nasze oczekiwania wobec siebie i naszej ziemskiej egzystencji.

– Muszę się z tobą zgodzić. Człowieka charakteryzuje zdolność do odczuwania całej palety uczuć, zapewne dlatego wśród ludzi jest taka rozbieżność zachowań i tyleż samo scenariuszy na życie.

– Dokładnie dlatego uważam, że na Ziemi nigdy nie będzie po prostu pięknie – smutni będą mnożyć smutek, a ci częściej zdolni do radości będą jedynie szerzyć nadzieję. Cały problem z Ziemią polega na tym, że nosi na sobie niestabilnych emocjonalnie strażników.

- Co masz na myśli, mówiąc „strażnicy”?

– Mówię oczywiście o ludziach – jako najbardziej złożona i inteligentna forma życia to my mamy obowiązek rozumieć, że odpowiadamy nie tylko za siebie – choć i z tym jest duży problem – ale również za życie na tej planecie jak i samej planety. Czy to rozumiemy, to już zupełnie inna kwestia. Pomyśl o tym z perspektywy pająka – jego świat kończy się na krańcach pajęczyny i robi wszystko, by ta była mocna i nieprzenikalna; nasz – obejmuje całą planetę, ale i tego nam mało – nasza ambicja wręcz wybiega daleko w gwiazdy z widocznych na nieboskłonie galaktyk. Budujemy całe infrastruktury, poszukując szczęścia w Kosmosie, za to kompletnie zaniedbujemy jedyny sprawnie działający statek kosmiczny, jaki nam się trafił, czyli Ziemię.

– No dobrze, ale z tego, co mówisz, wynika, że człowiek popełnia błąd, patrząc w gwiazdy. Moim zdaniem jedno nie wyklucza drugiego – gwiazdy mogą nas doprowadzić do lepszego rozumienia, czym jest Ziemia, a Ziemia – służyć nam za dom i naturalne planetarium.

– I, widzisz, takie myślenie jest dla mnie katastrofalne w skutkach: dzieli ludzi na tych, którzy mogą zadzierać nos aż po sąsiednie galaktyki i tych, którzy muszą sprzątać z ziemi fizjologiczne odpady z innych części ciała, z którymi te nosy są związane. Najpierw trzeba zaprowadzić porządek we własnym domu. Jestem przekonany, że człowiek jest na Ziemi, by Ziemią się zajmować. Kiedy pojmie, jak Ziemia funkcjonuje, to cały nieboskłon stanie się równie przejrzysty. Wtedy przyjdzie czas na sięganie gwiazd.

– Tyle że to tylko twój punkt widzenia. Przyznaję, że podział między ludźmi nie wydaje się sprawiedliwy – ani w zakresie indywidualnych potencjałów, ani warunków, w jakich ludzie żyją na co dzień. Jednak nie wynika to raczej z funkcji „strażniczej”, jak to nazywasz, lecz raczej z uwarunkowań biologicznych oraz samej działalności człowieka. Zauważ, że wśród prawie wszystkich form życia występuje hierarchia i podział na role. To samo możemy zaobserwować u ludzi – jak komórki jednego ciała, każdy z nas się w swojej roli specjalizuje z tą różnicą, że rola komórki jest zdeterminowana, a nam pozostawiono wybór.

– Czym w takim razie wytłumaczysz ciągły, powtarzający się wśród ludzi wybór agresji i wojny? Która komórka twojego ciała powstała, by zabijać wszystkie inne?

– Dobrze wiesz, że taki stan nazywa się chorobą. W tym kontekście jestem skłonny przyznać, że ludzkość toczy choroba – zdegenerowane moralnie jednostki niestety przejmują czasami stery i narzucają swoje zdegenerowane rozwiązania.

– Aha, czyli w słońcu świat jest piękny, bo pod wpływem witaminy D podnosi ci się nastrój i lepiej działa układ odpornościowy, przyćmiewając na chwilę toczącą nas wszystkich śmiertelną chorobę! Ta obłuda doprowadza mnie do rozpaczy. Wiesz, spotkałem kiedyś kobietę, straszne miała życie. Opowiadała mi, jak wyrwała się z domu pełnego przemocy, by trafić pod pięść pijącego męża. Przeżyła go na tyle, by stracić mieszkanie z braku środków do życia i przenieść się na kozetkę do córki, która po rozwodzie wylewała na nią wszystkie swoje żale. I, wiesz, ta kobieta nie musiała patrzeć w gwiazdy, bo gwiazdy same przychodziły do niej w snach. Wzywały ją do siebie, by pokazać jej Ziemię z lotu rakiety kosmicznej – z góry widziała piękną błękitną kulę, jednak za każdym razem, gdy się do niej zbliżała, dostrzegała wielkie czerwie pełzające po jej powierzchni. Według niej to byli ludzie.

– Okropna wizja, wstrząsająca! Biedna kobieta!

– Biedna, mówisz, pełen współczucia, a ja myślę, że Ziemia jest chora, bo chorzy są jej strażnicy – ich układ odpornościowy powoli siada i coraz marniejsze szanse, żeby z tej choroby wyjść. A choroba ta czasem zatruwa ciała, ale jeszcze częściej zatruwa umysły. Dlatego mam nadzieję, że to mój ostatni pobyt na Ziemi, że po tych okrutnych przejściach – nie zawsze osobistych – bo świadomość cierpienia innych też mi wystarczy – jestem gotowy nie powielać tych doświadczeń nigdy i nigdzie indziej, za to chętnie spróbuję życia na innej planecie, choćby była mniej piękna na powierzchni, za to zamieszkała przez istoty, które brzydzą się zabijania innych.

– Uwierzyłbym ci, gdybym cię nie znał. Unosisz się w tej kwestii, bo kochasz Ziemię tak samo jak ja, tylko czujesz się bezsilny, może nawet bezradny, wobec powtarzalności zła. Nie zapominaj jednak, że zwiększona odporność jest skutkiem nie zdrowia, ale zwycięskiej walki z chorobą. Wyobraź sobie, że białe krwinki są jak biali żołnierze – zmęczeni schodzą z pola walki, ustępując młodszym, którym najpierw przekazują wiedzę, by strategicznie byli lepiej przygotowani na bój. Myślę, że potrzebujesz po prostu odpocząć.

– Mam już dość tych militarnych odniesień. Chcę planety, na której o nic nie trzeba walczyć, rozumiesz? Niczego nie trzeba wydzierać siłą ani przed nikim się bronić. Wszystko, co zrozumiałem o życiu na Ziemi, sprowadza się do kilku zdań: Ziemia jest planetą cierpiącą, jej ludzcy strażnicy są w opłakanym stanie. Poszczególne jednostki cierpią ponad miarę, oderwane od empatii wspólnoty, ale nie na tyle, by ogół nie uświadamiał sobie tego cierpienia w ogóle. Ludzkość mimo całej fali wyuczonego egoizmu nadal na jakimś poziomie odczuwa współczucie i ból bliźniego, nawet jeśli na powierzchni widać tylko wysoki poziom społecznej demoralizacji. Szybko jednak o bólu się zapomina pod wpływem różnych ekranów i ekraników, które łączy jedno - ich piekielna czerń. O ironio, sama planeta jest nieprzeciętnie piękna, cisną się wręcz słowa - raj! A jednak, a jednak w raju od dawna mieszka stary przebiegły wąż, który nie przestaje kąsać.

– Dlaczego po prostu nie powiesz, że Ziemia jest w rękach Szatana?

– To nie wiesz, że wszelkie odniesienia do religii wypada w naszych czasach wyśmiać i zrównać z zabobonem? Zapewne niedługo święte księgi Ziemi wejdą nową ustawą w kategorię mowy nienawiści. W świecie, gdzie wszystko jest relatywne, nie ma miejsca na dobro i zło, czarne i białe. Zaraz ci tu wyskoczą z pięćdziesięcioma odcieniami szarości. Tyle że prawda – jak światło – jest. Między prawdą a kłamstwem nie ma miejsca na żadne niuanse. I ja widzę jak na dłoni, że jesteśmy – nawet jeśli tylko psychicznie – dziećmi upadku, z którego nadal nie udało nam się podnieść. Opuszczeni przez prarodziców, którzy wpuścili do domu zarazę i nie umieli nas przed nią ustrzec. Ziemskie sieroty poszukujące utraconego raju spod własnych stóp...

– Ale przecież bywa pięknie. Jak tu, teraz, właśnie dziś w tych promieniach słońca. Może raj trzeba odzyskiwać po kawałku, pieląc rabatkę za rabatką?

– Tak, masz rację, nasycam się tą chwilą na słońcu, zapominając o dniu, w którym nasze ludzkie ciała przestaną rzucać na Ziemię swój cień.


Ania


📖 Przeczytaj także Dialog schizofreniczny I: Zbawienie ludzkości.


________________

Podoba Ci się ten tekst? Polub nas na Facebooku, by otrzymywać regularne powiadomienia o nowych wpisach:

Komentarze

  1. Och Aniu, twoje teksty mocno skłaniają do zadawania trudnych pytań i działania bardziej świadomie. Dziękuję za tę inspirację – to prawdziwy kopniak dla umysłu i duszy! 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy27/1/25 17:03

    Ja to myślę że na Marsa to mogę sobie popatrzeć przez teleskop jak już tak mnie przyciśnie ale tak wogole to wolę Ziemię... Ile tu jest do odkrycia jeszcze, do zmiany...także przychylam sie do strony dialogu pisanego cienka czcionką. Hawk!

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy27/1/25 17:07

    Eeee..nie...ten tego...z tłustym drukiem też się zgadzam częściowo... Bo ja to jestem generalnie za jasnością i optymizmem mimo że rzeczywistosc skrzeczy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Strefa Wymiany Myśli