Narodziło
się pytanie – czy warto ratować ludzkość?
- A czy ludzkość wymaga ratunku?
- To
oczywiste. Ludzie mają się naprawdę źle. Żyją bezmyślnie, kierują się pobudkami
dyktowanymi przez media masowe i niczego nie kwestionują.
- To może być cecha gatunkowa. No wiesz, są
lisy i są barany – jedne nie lubią towarzystwa, drugie lubią trzymać się w
kupie i słuchać silnych przywódców. Może ludzkość wymaga kierownictwa i
wytyczania trendów, a że nie wszystkie wychodzą jej na dobre...
-
Jak to wymaga kierownictwa?! Przecież ludźmi kierują inni ludzie. Jeśli dany gatunek
wymaga kierownictwa, to ktoś musiałby kierować też kierownikami.
- Nie można tego wykluczyć, jednak nie
zapominaj, że w każdym gatunku panuje różnorodność – to naturalne, że wśród
baranów są alfy, bo inaczej stado by się rozeszło, a przecież – jak ustaliliśmy – stado ma genetyczną potrzebę bliskości swojej gromadki. Stoję na stanowisku,
że ludzkość ma bliżej do baranów.
- No
wiesz, byle jaką definicją pomijasz osiągnięcia całego gatunku i ludzkich
cywilizacji: mowa, wyobraźnia, filozofia... Nie, nie przekonasz mnie, że baran
marzy o Kosmosie albo że wpadłby na wibrację medytacyjnego OM! A nawet jeśli
marzy o czymś innym niż bezpieczeństwo stada i soczysty bezkres zielony, to
mimo że siedzi w kupie, nie udało mu się do tej pory zbudować nawet jednej
zagrody!
- Dobra, dobra, niech ci będzie, skoro
wyciągasz kartę abstrakcji i komunikacji, to powiem tak – ludzkość ma
potencjał, ale jak każdy potencjał, wymaga on ciężkiej pracy, konsekwencji i
krytycznego myślenia. Nawet jeśli umysł ludzki może sięgać gwiazd, stoi on w
sprzeczności z jego ciałem – tylne okolice materialnego centrum ciężkości u
człowieka mają zadziwiającą tendencję do opadania na kanapę.
- No
i mam cię! Właśnie o to chodzi, gdyby ludzie robili to, czego pragną, co ich
ciekawi w warunkach wolności absolutnej, niosłaby ich pasja. Pasja to doskonały
czynnik antygrawitacyjny dla każdego zadka!
- Och, zaczynasz teoretyzować. Gdyby i
gdyby... A wolność to właśnie ta twoja abstrakcja, którą zaatakowałeś mnie na
początku. Nie ma wolności, więc nie ma ludzkości, właściwie mamy do czynienia
ze stadem, którego trzeba tylko pilnować, by nie zeskoczyło z klifu, bo nie
będzie kogo doić i strzyc.
-
Wiesz, jednak straszny z ciebie cynik! Myślisz, że liczbą mnogą załatwisz
indywidualne pragnienia?! Otóż informuję cię z całą stanowczością mego
istnienia – jestem człowiekiem i widzę potrzebę ratunku! Urodziłem się w
rajskich warunkach Ziemi, wszystko należało do mnie, wiedziałem to już z
perspektywy palucha ssanego uporczywie w mych niemowlęcych usteczkach! Jednak
gdy tylko stanąłem na nogi, okazało się, że nadano mi jakiś numer i wolno mi
chodzić tylko wytyczonymi ścieżkami. Sam sobie tego nie narzuciłem, za to wielu
wokół twierdziło, że skoro wszyscy tak robią, to znaczy, że jest to dla mnie
dobre. Uznałem ich za szalonych i w proteście zacząłem wtedy ssać kciuk na
uspokojenie. Nawet sobie nie wyobrażasz, ilu specjalistów próbowało mnie tego
oduczyć. A ja po prostu musiałem sobie zatkać czymś buzię, żeby nie krzyczeć
nieustannie z bólu, że zamiast na Ziemię trafiłem do więzienia! Najgorsze
jednak było to, kiedy poznałem innych równie zagubionych ludzi – też nie mogli
zrozumieć, co robią w tym mamrze, niestety zdecydowana większość nawet nie próbowała z niego wyjść. A już najbardziej irytowało mnie, gdy mówili: „Daj
już spokój, jednostka niczego nie zmieni”.
- No
i masz, czego się czepiasz. Człowiek jest małej wiary, dlatego ugrzązł po
szyję. Ty się buntujesz, kombinujesz, jakby tu mogło być inaczej, życie ci
ucieka na czkawce i czczym gadaniu, a wystarczyłoby usiąść, napić się jednego z
ziemskich wonnych ziół na uspokojenie i przyglądać się światu. Świat jest o
wiele ciekawszy niż ludzie.
- Co
do jednego się zgadzamy, gdzieś po drodze ludziom zabrakło wiary, ale też i
rozumu. Mieć taką przewagę liczebną, taką inteligencję, taki potencjał, i nie
umieć żyć po swojemu, nie umieć się z tą potrzebą rozwoju zorganizować! Właśnie
dlatego uważam, że ludzkość trzeba ratować – myślą, mową i uczynkiem!
- Niestety nie mogę się z tobą zgodzić.
Cała historia upadłych cywilizacji świadczy o tym, że od czasu do czasu
dopuszczano do głosu takich desperatów jak ty. Kładli oni owieczkom do głowy,
że mogą rządzić się same, nie muszą patrzeć ani w kamienne tabliczki, ani w
czarne tablety, że mogą sięgać do gwiazd, no i powiedz, gdzie oni teraz wszyscy
są – pobudowali całkiem fajne chałupy, zostawili niezłą grafikę na ścianach i
co? Przepadli w otchłań nadpalonych papirusów i zrujnowanych dowodów na własne
istnienie. Zresztą kto wie, może ta cała starożytna sceneria stworzona jest dla
takich jak ty, co nie mogą zaznać spokoju. Zajmuje was to na całe, niezbyt
zresztą długie ziemskie lata, i jest z wami spokój, bo – jak powiedziałeś
wcześniej – żyjecie wówczas swoją pasją.
-
Czy chcesz powiedzieć, że każdy baran w stadzie ma się zajmować tylko sobą – patrzeć w I-phone i robić sobie selfie w oparach wody perfumowanej myslf? W takim razie po co mu to całe
stado, skoro swoim zachowaniem ma zaprzeczać grupowej kwintesencji własnego
gatunku? Według ciebie, baran chce być częścią stada, ale liczy się w nim tylko
on sam, ale też pod warunkiem, że nie zechce być alfą, bo alfą mogą być tylko wybrańcy!
- No cóż, mogę tylko skomentować, że
widocznie kierownictwo uważnie studiowało psychologię baranów i wie, jak
rozerwać swoje owieczki – dosłownie i w przenośni (ależ doskonała dwuznaczność
mi wyszła!). Zatem pytanie, które powinieneś sobie zadać nie brzmi, czy
ludzkość potrzebuje ratunku, lecz jak ty możesz bądź nie możesz żyć ze
świadomością, że na siłę stada nie uratujesz. Zatem to ty potrzebujesz pomocy,
a nie cała ludzkość.
-
Wypraszam sobie stosowanie wypaczonej logiki! To tak jakbyś powiedział
skaleczonemu kciukowi, że kiedy się zagoi, to będzie w stanie chwytać piłkę bez
udziału pozostałych palców. Przecież my, ludzie, od siebie całkowicie zależymy.
Pomijając sprawy czysto praktyczne, jak pożywienie czy ubiór, od kontaktów z grupą zależy nasz rozwój
intelektualny i duchowy – bez słowa od drugiego człowieka, nie da się mówić. Co
za tym idzie, zatrute słowa będą produkowały zatrute umysły i ja właśnie od
tego chcę się uwolnić – od pasożytów umysłu, które toczą ludzkość. Niestety,
indywidualna odporność niewiele zmienia. Do tego potrzebna jest odporność
zbiorowa!
- No dobrze, to powiedz mi, jaki pasożyt toczy ludzkość.
-
Och, jest ich wiele, ale najgorsze z nich to fałszywie pojęta wygoda i
demoralizacja. Wygoda odbiera rozum, dla wygody wykonuje się polecenia, o
wygodzie się marzy, wygodę się chroni, choćby kosztem akceptacji najbardziej
absurdalnych wymogów i zamknięciem oczu na moralność. Wygoda nie stymuluje,
lecz sankcjonuje kolejne gesty uległości, a demoralizacja służy jako doskonałe
usprawiedliwienie wszelkich nieprawości, bo przecież „tak postępują wszyscy”.
- Nie widzę nic złego w wygodzie. Każdy ma
prawo do jak najwyższego standardu życia. Chyba nie uważasz, że powinniśmy
wrócić do jaskini.
- A
wiesz, że wielu by to dobrze zrobiło? Zderzenie z faktami natury, a
jednocześnie jej nadrzędną mocą – mocą dawania życia – oczyściłoby niejeden
umysł z półprawd na temat konieczności posiadania norm i regulacji stworzonych
ręką człowieka. Dziś ludzie są chorzy, bo wydaje im się, że wybór oznacza
więcej niż jeden przewoźnik, który dostarczy im produkt tego czy tamtego
globalisty. Podczas gdy wybór to samostanowienie o sobie i ponoszenie pełnej
odpowiedzialności za własne działania. To nam pasożyty wyżarły – wolę
oddychania pełną piersią i zdrowy rozsądek.
-
Wiesz, kiedy tak się unosisz, to ja odczuwam niepokój i muszę się położyć.
-
Przecież już leżysz i zatruwasz mój umysł.
- To wstań i w końcu coś z tym zrób.
An & a
______________________
Komentarze
Prześlij komentarz
Strefa Wymiany Myśli