Skąd jesteśmy? Kim jesteśmy? Odpowiedzi to najczęściej kierunkowskazy do dalszej drogi. Oto jeden z nich?
Ania
***
– Wolne? Tak? No to klapnę sobie
naprzeciwko, razem zawsze będzie raźniej.
– ...
– No, stary, od twojego entuzjazmu aż się
przeciąg robi. Żadnemu z nas to nie posłuży.
– Przecież możesz usiąść gdzie indziej. Tu
jest mnóstwo wolnych przedziałów.
– Trudno nie przyznać ci racji, tak sobie
szedłem i myślałem: wolne, zajęte, wolne, zajęte, no i wykoncypowałem, że tam,
gdzie jedziemy, wiecznie będzie zajęte, przeludnione, przegadane, to chyba
lepiej od razu sobie potrenować, nie?
– Nie wiem, o czym mówisz. W ogóle nie
rozumiem, dlaczego do mnie mówisz. Przestań.
– Oj, oj, zaraz tam przestań. Jeszcze
nie dałeś mi szansy, a już się denerwujesz, już byś się mnie pozbył. A mógłbyś
tak na przykład podjąć wyzwanie, wyjść trochę z siebie, przygotować się do
nowej roli.
– Nie prosiłem się o nową rolę. To się
podobno nazywa naturalna kolej rzeczy czy przeznaczenie, ale osobiście jedno i
drugie mam gdzieś.
– Zabawne, wiesz, że mówisz „gdzieś”,
choć oboje wiemy, że nie nabrało to jeszcze właściwego znaczenia. Ale wnioskuję
z tego, że to nie jest twoja pierwsza podróż?
– Stary cwaniak!
– A i owszem, kolego, szmat czasu jeżdżę
już sobie w tę i we w tę. Dali mi nawet ostatnio pierwszą klasę, ale tam się
nie dało wytrzymać. Same wyższe sfery bez atmosfery, cha cha. Niby
lepiej zorientowane, ale spróbuj do takiego zagadać, to albo się unosi,
albo wykłada, że naszym celem jest przyjmować ból, aby wszechświat trwał w równowadze.
– Nasze istnienie to JEST ból.
– Czyli to twoja druga, może trzecia
podróż. Jeszcze mało przeżyłeś, mało wiesz. Wydaje ci się, że jak pierwszy raz
bolało, to tak już będzie zawsze. Pewnie, spotkasz wielu takich, co sens widzą
tylko w okaleczaniu się dla dobra wyższego. Nie znają innych metod albo uznają
je za nieortodoksyjne, ale tam, u celu, jest więcej możliwości, potrzeba tylko
odwagi, żeby zerwać ze schematem. Przyjdzie z doświadczeniem, nie martw się. W
dodatku widzę, że jesteś bystry, szybko się nauczysz, tylko nie bądź taki krnąbrny.
– A czy to nie uporem właśnie można
zmienić schemat?
– Cieszę się, że w końcu zaczynasz zadawać
pytania. Od zawsze mam w sobie przekonanie, że to całe „na początku było słowo”
to jest retoryczna bujda, bo brzmi lepiej niż „na początku było pytanie”.
Trudno mi sobie wyobrazić, by „świat” skapnął sobie przypadkowym słowem z ust
Stworzyciela, pragnę raczej wierzyć, że był odpowiedzią na setki Jego pytań.
Wyobrażasz sobie, Pan, który nigdy nie śpi, nagle zachłystuje się własną śliną,
a tu nagle światłość i planetka mu wyskakują i rząd duszyczek! No, to dopiero
pozbawiałoby nas sensu! Ale wracając do naszej obecnej kwestii, to
determinacja, zwana przez ciebie uporem, jest doskonałym narzędziem zmiany,
jednak zwróć uwagę: nie schematu, ale twojej własnej postawy wobec niego.
Nawet sobie nie wyobrażasz, ilu przed tobą poznałem pasażerów, którzy planowali
wysadzić tę ciuchcię w powietrze w głupiej wierze, że pozbędą się w ten sposób schematu. Nic
bardziej mylnego, schemat trwa dzięki tym, którzy według niego postępują, a także utrwala się względem tych, którzy próbują go obejść. Dlatego najlepsze, co
możesz dla siebie zrobić, to po prostu niezmiennie wątpić i uparcie próbować
tego samego na różne sposoby. Nie masz nic do stracenia. Z twoich nielicznych
słów domyślam się, że ostatnio bolało, a i tak jedziesz w nową podróż, to
może teraz postaraj się, żeby nie bolało, i zobaczysz, jak to się skończy tym
razem. Raczej nie masz nic do stracenia.
– Skąd możesz być taki pewien? Z tego, co
widzę, to w tym pociągu są sami straceńcy, uciekający przed takimi gadułami jak
ty. Może tylko tacy wracają. Przypadki bez nadziei i bez pytań. Boli mnie twoja
obecność, przypomina mi o wszystkich innych. Co za różnica, czy wypowiesz teraz
słowa pocieszenia, skoro i tak nie zmieniają tego, co nastąpi.
– Widzisz, już dobrze kombinujesz i
zaczynasz kwestionować, co słyszysz. Cieszę się! Słowa nie tworzą świata, to
mój kolejny wniosek, więc nie wiem, jak udało się to Stwórcy. No, ale On
dysponuje trikami ze znacznie wyższej półki. Na naszym poziomie słowa tworzą
iluzję i zjawy. Możesz uparcie coś nazywać swoją „największą porażką” i
wykreować dół, w który wpadłeś w momencie największego rozczarowania w swoim
życiu, albo górę, z której zacząłeś się staczać w dół. To nie słowo porażka
stworzyło dół ani górę, tylko twoje oczekiwania wobec rezultatu – i, jeśli za
bardzo uwierzysz w jedną z tych wizji, do końca życia będziesz się od tego
momentu wspinał albo staczał. Ja tam wolę iść po prostym i co najwyżej od czasu
do czasu się potknąć dla przypomnienia, że dano mi na jakiś czas nogi. Jeśli
uważasz, że tylko utrapieńcy dostają kolejną przepustkę, to bez wątpienia
będziesz miał jeszcze milion okazji, by sobie to udowodnić. Ja, rozmawiając z
tobą, właśnie sprawdzam tę teorię, i sporządzam swoją własną statystykę. Czy
wolno mi zapytać, czemu tak bardzo nie chcesz wracać?
– Bo tam prawie w ogóle nie ma pustych
przedziałów, rozumiesz? Pomijam fakt, że możesz w wypadku zabić całą swoją
rodzinę i jako jedyny wyjść z tego cało, albo być kobietą, której jakiś pijany
bydlak wytnie na brzuchu swoje inicjały, ale to, że nie możesz od tego uciec,
nie możesz o tym krzyczeć, bo przecież przydarzyło się już tylu przed tobą i
jeśli sobie nie radzisz, to dlatego że jesteś słaby, brakuje ci cierpliwości
albo źle prosisz o pomoc, albo nie prosisz o nią wcale. To nie ma żadnego
sensu!
– Wiesz, kim byłem, kiedy pierwszy raz
dali mi ciało?
– Skąd mogę wiedzieć!
– Kuternogą z lepianki, który w młodym
wieku umarł na dżumę. Pamiętam, jak w ostatnim odruchu próbowałem oderwać się
od ściany chałupy, o którą bezwiednie oparło się moje ciało, bo nie było już w
stanie ustać na własnych nogach, i jedyne, co poczułem, padając w chwili
śmierci tułowiem na kolana, to jak zostawiam za sobą ten kawałek skóry, który
łączył moje kości ze ścianą. Rozpadałem się razem z tym ciałem, nie rozumiałem,
jak to w ogóle możliwe, przecież my tutaj jesteśmy integralni, zawsze
skupieni, połączeni! Jakiś byle korpus z wystającymi członkami nie może wpływać
na naszą konsystencję, a jednak! To była moja pierwsza lekcja – materia może
dopełnić byt, korpus ziemski wpływa na ducha, nawet jeśli tylko bólem.
– No, super, kolejny szczęśliwy
przypadek...
– Och, posłuchaj do końca, następnym razem
byłem już w domu, w którym nie brakowało niczego prócz wzajemności. Każdy
robił, co chciał, i nikt nie wchodził sobie w drogę. Nie pamiętałem oczywiście,
jak poprzednio odpadały mi członki, za to korzystałem w pełni z uciech mojego
ciała. Byłem piękną kobietą, wystarczająco bezczelną, by regularnie odświeżać
sobie kochanków, i niewystarczająco świadomą tego, po co to robi. W tamtym
życiu umarłem, wyobraź sobie, z niespełnionej miłości. Ciało moje było jędrne,
za to dusza rozpadła się z niespełnienia i przestała wtaczać ruch w te dziwne
górne i dolne członki. Możesz sobie wyobrazić, że dwa takie życia jedno po
drugim na lata świetlne wytrąciły mnie z równowagi.
– Nie rozumiem, po co mi to mówisz. Z
twoich słów mi wynika, że czeka mnie maraton cierpienia: najpierw wystawią na
męki moje ciało, potem ducha, to chcesz powiedzieć? A potem może jedno i
drugie. Następnie wystawią na cierpienie tych, z którymi przyjdzie mi spędzić
życie, i każą mi na to patrzeć. Jaka wielka to radość wiedzieć, że świat
ludzkich ciał oferuje nieskończenie wiele możliwości trenowania ducha w
cierpieniu.
– Być może masz rację, ale powiem ci coś
zaskakującego. Po kilkunastu kolejnych żywotach, w których szarpałem się
fizycznie bądź psychicznie, nagle przyszła dziwna nagroda. Jechałem takim
pociągiem jak ten, kiedy nagle do przedziału wpadł katalog, taki ziemski
katalog ze zdjęciami powłok i krótkimi opisami ich dotychczasowej historii.
Krótki przekaz wyjaśniał, że nagromadziłem wystarczająco doświadczenia, by
wybrać sobie następną rodzinę. Wyobrażasz sobie, nie tylko mogłem po raz
pierwszy zdecydować o warunkach, w jakich będę dorastał, mogłem jeszcze
popatrzeć na przyszłych rodziców i zgadnąć wręcz, jak będę wyglądał!
– Mówisz poważnie?! Myślałem, że role
przydzielane są odgórnie?
– Mylisz się! Na początku nie rozumiałem,
dlaczego akurat wtedy, dlaczego ja. Moja ostatnia podróż wcale nie była
bardziej udana od poprzednich, a jednak coś się w tamtym życiu wydarzyło, co
zostało dostrzeżone, i wskoczyłem na wyższy poziom świadomości i wolnej woli.
– Niech zgadnę! Byłeś mnichem, żyjącym w
celibacie, który dzień w dzień medytował i wznosił modły do Nieba!
– Cha, cha, nic z tych rzeczy. Byłem najzwyklejszym człowiekiem o nieco
niezwykłym zajęciu – połykałem noże w międzynarodowym cyrku mistrza Clarka, i
wysmażałem w wyobraźni naleśniki na gorących pośladkach naszej etatowej
Cyganki. Oczywiście to metafora, ale pamiętam tę sprężystość, od której –
jestem pewien – każdy naleśnik sam wystrzeliłby do góry i przewrócił się na
drugą stronę...
– Ej, ej, zaświaty do rozmarzonego ducha!
Nie powiem, posiadanie ciała na ziemskim padole posiada zalety,
ale chodzi o to, żeby zredukować cały ten bajzel naokoło: niezrozumienia,
nieporozumienia, zgadywania intencji i ciągłego mylenia się w odczytywaniu tych
nieprzejrzystych słów, które padają z ust bez żadnej gwarancji, że tak samo brzmią w drugim umyśle!
– No to właśnie zmierzam do tego, żeby ci
powiedzieć, że w byciu między życiami doszedłem do tego, za co dostałem bonus
i możliwość wyboru następnej rodziny.
– Umarłeś bez żalu?
– Jest w tym dużo prawdy, ale nie tylko o
to chodzi. Kiedy trenowałem do swoich pokazów, musiałem opanować wiele
naturalnych odruchów. Jak tu nie zwymiotować, kiedy ostrze drażni tylną ściankę
twojego gardła, jak opanować drżenie rąk i potrzebę przełknięcia śliny? Jak
odciąć uwagę od wrzeszczącego tłumu, domagającego się sensacji i krwi? Możesz
sobie myśleć, że połykacze noży to oszuści, bo przecież wszystkie ostrza się
składają, ale to nieprawda. Trzonki mają różne mechanizmy na skrócenie klingi,
ale do gardła zawsze trafia szczyt – w przypadku najlepszych – czasem aż po sam
jelec!
– Aha, czyli żeby zasłużyć na nagrodę
trzeba zostać masochistą!
– Można to też i tak widzieć, ale dla mnie
to było coś innego. S a m o p o z n a n i e. Zanim doświadczyłem bólu, na który
nie byłem przygotowany, sam się na niego wystawiłem. Stawiałem sobie wyzwania i
trenowałem, aż czułem, że nie jestem w stanie przełykać napływającej mi do
gardła krwi. Kilka dni na zagojenie ran i od początku. Aż ciało przybrało formę
noża, zaczęło kształtować się wobec mojej woli i kształtu każdej nowej głowni.
Wolą ducha pokonałem materię, rozumiesz?
– Ta historia jest makabryczna. W moim
ostatnim życiu byłem spokojnym facetem, który nie właził nikomu w drogę,
uprawiał swoje małe poletko, założył rodzinę i o nią dbał. A potem ni stąd, ni
zowąd wsiadł na swój kombajn i zmielił swoje własne dzieci, bawiące się
beztrosko w życie. Tak po prostu. Słońce paliło mnie w twarz, rozszczepiało mi
pole na miliony pól, pogwizdywałem sobie wesoło i ciach! po dzieciach. Jeśli
tak wygląda kształcenie duszy, to niech mnie lepiej zawekują i wystawią w
muzeum form przedcielesnych. Do tej pory noszę w sobie te małe strzępy
rozbryzgane po przesłonecznionym polu. A może one gdzieś tu są, szukają mnie,
żeby pojąć, dlaczego im to zrobiłem, ale przecież ja nie wiem, nie chciałem!
– Och, jeszcze tak wiele musisz się nauczyć! Nikt sądzi się nas za upadki, ale za to jak z nich wstajemy. Z twoich słów wynika, że jeszcze nie zrozumiałeś, czemu służy materia. Ciało
obraca się w proch, duch nienaruszony wraca na przystanek. Jesteśmy siłą
napędową wszechświata, formą przedludzką, ale tak naprawdę już ludźmi, bo
przecież ciało, w które wejdziemy dopełnia nas swoimi
formami poznania i doznań, choć nie definiuje naszej natury. Naszego ducha
hartujemy, ćwicząc ciało, ćwiczymy ciało, wzmacniając ducha. Musimy
tak krążyć, żeby wszechświat ewoluował. Najwyraźniej na początku
stwierdzono, że duch bez materii ma tendencję do rozłażenia się, rozmydlania i
rozpływania w próżni, że zmysły wzbogacają poznanie, więc stworzono świat, w którym nasza gęstość w sposób
samoistny wzrasta, nasza świadomość koncentruje się i dzięki temu wzbogaca
naturę wszechświata.
– Skąd to wszystko wiesz?
– Zastanów się, kto był na samym początku?
– No chyba nie powiesz mi, że to ty
stworzyłeś świat! Cha, cha, cha!
– Powiem więcej, ty też stworzyłeś świat!
Tyle że jesteś cząstką, która nie pamięta.
– Co ty bredzisz?! Słuchaj, byłem zły, że się do mnie dosiadłeś, ale do tej pory było nawet całkiem ciekawie. Wiele rzeczy, o których mi opowiedziałeś, ma sens. Ta ostatnia jednak świadczy o jakimś aroganckim szaleństwie.
– Mały, wszystko
się kręci między nami. Dobro, zło, szczęście, ból to ciągły ruch wszechświata w nieskończonej drodze ku równowadze. Ci, którzy pojęli, muszą uczyć tych, którzy żyją w błędzie zaprzeczenia – zaprzeczają tak bardzo, że aż tracą pamięć. A mówiąc, że
oboje przyczyniliśmy się do stworzenia świata, miałem na myśli tylko tyle, że
oboje jesteśmy oderwaną cząstką Jego duszy. Jego bycia. Rozumiesz?
– W tym sensie, że on się potrafi
rozszczepiać?
– Świetnie! Tak, nasz Stwórca, Stworzyciel
Wszystkiego Co Jest, od zarania dziejów dzieli się na mniejsze cząstki, by
doświadczać wszechświata na różne sposoby. Myślą, mową, uczynkiem, duchem,
zmysłami... Ci z nas, którzy oderwali się pierwsi, pamiętają ciemność bez
materii, kolejni pamiętają już tylko swoje pierwsze żywota, ale tylko między
nimi. Wszyscy po ziemskiej śmierci wracamy do centrali, by na przystanku
poczekać na kolejny przeznaczony dla nas pociąg, który dowozi nas do celu –
kolejnego Boskiego aktu poznania na naszym poziomie akceptacji. Nie dziwiło cię nigdy, że pociągi kursują
regularnie, ale czasem nikt do nich nie wsiada?
– No wiesz, zastanawiało mnie, jak to
możliwe, że w tłumie na końcowej stacji nie ma ani jednej, która
wsiadałaby w dany pociąg, albo dlaczego jest tam czasem tak pusto. Myślałem, że
chodzi raczej o indywidualne misje, pociągi zabierające tylko konkretny profil
dusz w zależności od potrzeb u celu.
– Naprawdę jesteś bystry! Dusze poprzez
swoje doświadczenia specjalizują się, wyznaczają ciałom zupełnie nowe kierunki.
Czasem rośnie zapotrzebowanie na mędrców, tych z pierwszego rozszczepienia,
czasem dla równowagi lepsi są debiutanci. Zawsze jednak chodzi o
zgłębianie istnienia, pogłębianie i poszerzanie pierwotnego aktu stworzenia
zarówno tutaj, gdzie duch nie ma żadnych ograniczeń, jak i tam, gdzie musi
pokonać granice cielesności. Musisz przyznać, że zamysł ten jest smakowicie
boski!
– A zatem nigdy nie poznamy, czym jest
spełnienie?
– Ależ z ciebie pesymista, mały, jeśli
sobie na to pozwolisz, to z czasem ci to przejdzie. Nie ma sensu zakładać, że
celem jest spełnienie. To nierealne słowo, pamiętasz? Iluzja we wciąż
zmieniającym się wszechświecie!
– Więc po co to wszystko?
– Żebyś zadawał więcej pytań, udzielał
więcej odpowiedzi, kwestionował je i dowodził albo obalał na milion różnych
sposobów.
– Mogę zatem założyć, że pociąg ten
przeznaczony jest dla pacjentów z urojeniami, jadących na leczenie po
dramatycznych przeżyciach na Ziemi?
– Byłbym rozczarowany, gdybyś nie rozważył
takiej możliwości. Nie mam też zamiaru utwierdzać cię w żadnym przekonaniu. Tylko ty określasz cel swojej podróży... Oj,
patrz, mały, to już moja stacja. Fajnie się z tobą
gawędziło, może się jeszcze kiedyś spotkamy, chociaż teraz tak wszystko
modernizują i usprawniają, że niedługo nas pewnie będą w pojedynczych kapsułach
katapultować na tamten świat, cha, cha! Świetny żart, nie uważasz?
– Faktycznie, prawdziwa z ciebie dusza
towarzystwa! Czy zanim wysiądziesz, mogę ci zadać ostatnie pytanie?
– Śmiało, wal!
– Dlaczego wybrałeś właśnie mój przedział?
– Przypadek, mój drogi, jeśli wierzysz w przypadki, oczywiście. Przechodzisz koło kogoś tak wpół i nagle energia skręca sama i stajesz naprzeciwko. Uderza w ciebie agresja, dystans, niezdecydowanie, ale jakoś tak stoisz tam i czujesz, że podoba ci się to miejsce, pociąga cię ta energia. Możesz przez wieczność zastanawiać się, dlaczego tu, dlaczego tak, dlaczego on, dlaczego ja? Albo uznać, że właśnie usłyszałeś coś, co było ci bardzo potrzebne, żeby nie pomylić stacji. Trzymaj się, mały, au revoir!
Bruksela, marzec 2014 r.
________________
Bardzo dobra i ciekawa podróż po drugiej stronie życia.B
OdpowiedzUsuńAniu jestem zadziwiona ze o takich sprawach pisałaś tak wcześnie. Ze się zastanawiałaś nad tym. Jak zawsze opowiadanie niesie ważną myśl.
OdpowiedzUsuń